Lech Poznań kolejny sezon z rzędu nie uczy się na błędach i nie ma żadnego sensownego zastępcy dla Mikaela Ishaka. Na barkach Szweda jak co roku ciąży wielka odpowiedzialność. Zarówno za funkcjonowanie całej ofensywy zespołu, jak i za strzelanie bramek. Mimo tego, że wszyscy w Poznaniu wiedzą, że Ishak miewa problemy ze zdrowiem, to Lech Poznań na wiosnę sezonu 2024/2025 kolejny raz zawalił kwestię rezerwowego napastnika. Mikael Ishak nie ma zmiennika. Mario Gonzalez, jak i Bryan Fiabema są przez Ekstraklasę boleśnie weryfikowani. Lech Poznań nie wyciąga wniosków.
Na Mikaela Ishaka można czasami narzekać, ponieważ Szwed w kwestii finalizowania akcji ma w niektórych meczach problemy. Zazwyczaj koledzy tworzą mu naprawdę wiele sytuacji, a on nie wykorzystuje wszystkich „setek”. W tym sezonie dużo skuteczniejszy od niego jest Efthymios Koulouris. Grek strzela więcej goli ponad normę wyznaczaną przez statystykę xG. Natomiast Szwed w niedzielnym meczu z Motorem mógł mieć co najmniej jednego gola więcej. Dwukrotnie świetnie podaniem znajdywał go Kornel Lisman. Wartość Ishaka trzeba jednak mierzyć przede wszystkim przez pryzmat ciężkiej pracy na całej długości boiska.
Choć Ishak nie zdobył jeszcze tytułu króla strzelców i nie ma w lidze jeszcze ani jednego hat-tricka, to jego rola w zespole Nielsa Frederiksena jest absolutnie niepodważalna. Przede wszystkim Szwed jest kapitanem „Kolejorza”. Postacią, która potrafi wstrząsnąć szatnią, a Lech jest w tym sezonie drużyną mentalnie kruchą. Poza tym Ishak to kluczowy piłkarz w fazie rozgrywania akcji – potrafi przytrzymać piłkę, czy stworzyć przestrzeń kolegom. Jest niezwykle ważną postacią w Lechu Poznań. Świadczy o tym to, że Lech bez Szweda na boisku to zupełnie inna drużyna. Nikt nie potrafi wejść w buty Mikaela Ishaka.
Filip Szymczak zawiódł
Ten sezon miał być dla wychowanka przełomowy. Jeszcze dwa lata temu był największą nadzieją spośród wszystkich adeptów Akademii „Kolejorza”. Filip Szymczak zachwycał w Lidze Konferencji, bardzo dobrze wpasował się w futbol, który preferował John van den Brom i wszyscy w Poznaniu liczyli na to, że Szymczak będzie sukcesywnie coraz bardziej naciskał na Mikaela Ishaka, by w końcu zapracować sobie na zagraniczny transfer.
Kontuzje i presja zupełnie jednak stłamsiły Szymczaka w Lechu Poznań. W poprzednim sezonie nie udźwignął roli podstawowego snajpera, gdy z powodu kontuzji wypadli zarówno Artur Sobiech, jak i Mikael Ishak. W tym sezonie również marnował swoje szanse. Lech Poznań te rozgrywki ligowe rozpoczynał z hasłem „Nowe rozdanie”. Filip Szymczak również mógł udowodnić, że jest napastnikiem gotowym do rywalizacji na najwyższym poziomie. W Poznaniu wciąż w niego wierzono, bo był to niegdyś naprawdę wielki talent, który potrafił zrobić różnicę z naprawdę silnymi zespołami w Lidze Konferencji.
Filip Szymczak jednak zawiódł. Gdy wchodził jesienią na boisko wyglądał jak ciało obce. Strzelił wprawdzie 2 bramki, w tym jedną niezwykle ważną, na wagę zwycięstwa ze Śląskiem Wrocław, ale jego postawa była oceniana wyjątkowo negatywnie. Szymczak po prostu nie dorastał poziomem do Lecha Poznań i nie był w stanie w żadnym stopniu zastępować Mikaela Ishaka. Odejście na wypożyczenie było dla niego jedynym sensownym wyjściem.
Mikael Ishak został sam
Oddanie Filipa Szymczaka na pół roku do Katowic było najbardziej praktycznym rozwiązaniem sytuacji wychowanka, dla którego w Poznaniu raczej nie było już przyszłości. Szymczak musiał ratować swoją renomę napastnika i potencjalny występ na Euro U-21. W Lechu po prostu nie mógł już rozwinąć skrzydeł. „Kolejorz” został więc tylko z jednym napastnikiem. Bo Bryan Fiabema nie może być przecież uznawany za jakiekolwiek sensowne wzmocnienie składu Nielsa Frederiksena.
Przede wszystkim Norweg sprowadzony z rezerw Realu Sociedad zupełnie nie pasuje profilem do Mikaela Ishaka, którego miałby potencjalnie zastępować. Jest od kapitana „Kolejorza” dużo niższy, drobniejszy i nie potrafi grać tyłem do bramki. Jednym z jego niewielu atutów jest szybkość, której i tak nie potrafi wykorzystać ze względu na to, że rzadko dochodzi do adresowanych w jego kierunku podań. Na boisku widać brak zaufania kolegów z drużyny do jego umiejętności piłkarskich i nie jest wcale bezpodstawny stan rzeczy. Bryan Fiabema to kompletna transferowa pomyłka Lecha Poznań.
Już oficjalnie ✅ Piłkarzem Lecha Poznań został Bryan Fiabema, który przechodzi do Kolejorza na zasadzie transferu definitywnego z Realu Sociedad. #NowyWTalii pic.twitter.com/vcQmBqiJxj
— Lech Poznań (@LechPoznan) July 10, 2024
Mimo tego, że prezentuje się na boiskach Ekstraklasy tak źle, Niels Frederiksen szanse daje mu wyjątkowo często i regularnie. Niestety ten napastnik na boisku nie pokazuje nic, co dawałoby kibicom Lecha nadzieję na to, że w Poznaniu będą mieli z niego jeszcze jakiś pożytek. Biega bez mapy. Nie jest w stanie wpływać w żaden sposób na grę zespołu. W dodatku wykazuje przedziwną tendencję do prokurowania zagrożenia pod własnym polem karnym.
Dostał już w tym sezonie minuty w 24 spotkaniach, w tym dwukrotnie wystąpił w pierwszym składzie. Najwięcej jednak o tym, że nie powinien on być brany pod uwagę w kontekście zastępowania Mikaela Ishaka, mówi fakt, że w większości spotkań wystawiany był na lewym skrzydle.
Transfer awaryjny
Wiadomo więc było, że Bryan Fiabema nie wejdzie w rolę naciskającego na Szweda drugiego napastnika. Norweg odstaje zarówno poziomem, jak i pozycją, na której głównie występuje. Wobec tego, gdy Lech decydował się na oddanie Szymczaka na wypożyczenie do GKS-u Katowice, można było wnioskować, że następca młodego napastnika lada dzień wyląduje na poznańskiej Ławicy i wejdzie do treningów z zespołem. Wokół Lecha pojawiała się giełda nazwisk, ale oczekiwanie przedłużało się i ostatecznie „Kolejorz” ewidentnie musiał zgłosić się po opcję rezerwową. Wypożyczono hiszpańskiego snajpera – Mario Gonzaleza.
Napastnik pozyskany na pół roku z Los Angeles FC miał wreszcie sprawić, że na tej pozycji w Lechu Poznań będzie rywalizacja. „Kolejorz” dopiął całą transakcję stosunkowo późno, ale Gonzalez to typowy obieżyświat, który kluby zmienia wyjątkowo często. Wobec tego aklimatyzacja miała przebiec płynnie, a Hiszpan miał szybko wnieść do ofensywy Lecha Poznań sporo ożywienia.
W końcu brak rywalizacji sprawia, że nawet najlepsi piłkarze Ekstraklasy, pokroju Mikaela Ishaka, nie czują presji w walce o wyjściowy skład i mogą obniżać loty. Najlepszym przykładem na to, że solidny konkurent do miejsca w wyjściowej jedenastce zwiększa prezentowany poziom piłkarski może być prawa obrona „Kolejorza”. Joel Pereira i Rasmus Carstensen wzajemnie się napędzają i wiedzą, że każda pomyłka i zniżka formy będzie skutkować ławką rezerwowych. Natomiast Mikael Ishak od wielu miesięcy jest jedynym poważnym napastnikiem w Lechu Poznań. Nikt nie jest w stanie się do niego zbliżyć.
Hiszpańska pomyłka
Okazało się jednak, że przyjście Mario Gonzaleza utrzyma status quo wśród napastników „Kolejorza”. Do tej pory Hiszpan rozegrał w barwach Lecha Poznań tylko 2 mecze. Dwukrotnie wchodził z ławki rezerwowych i żaden z jego epizodów nie mógł zapaść kibicom w pamięć. Cała ofensywa Lecha Poznań była bezbarwna w meczach z Rakowem Częstochowa oraz Śląskiem Wrocław. Mario Gonzalez nie był w stanie tego stanu rzeczy zmienić.
Z jednej strony można powiedzieć, że Gonzalez nie otrzymał jeszcze poważnej szansy, a w dodatku przytrafiła mu się kontuzja, przez którą nie był dostępny w kadrze meczowej na mecze ze Stalą Mielec oraz Jagiellonią Białystok. Z drugiej jednak – Mario Gonzalez nie pojawiał się na boiskach zarówno w spotkaniach z Koroną Kielce, jak i Motorem Lublin, gdy Niels Frederiksen mógł już z niego korzystać. W dodatku przed nim na placu gry meldował się tak powszechnie krytykowany Bryan Fiabema.
Mario Gonzalez nie prezentuje więc poziomu, który jakkolwiek predestynowałby go do miana zastępcy Mikaela Ishaka. Jeśli Niels Frederiksen jest tak niechętny, by dawać mu kolejne szanse – Mario Gonzalez musi być uznawany za transferowy niewypał.
Maksymalizowanie ryzyka
W ten sposób na kluczowe mecze rundy wiosennej, które mogą zadecydować o mistrzostwie Polski, Lech Poznań dysponuje tylko jednym napastnikiem. Mikael Ishak to postać dla Lecha Poznań absolutnie fundamentalna. Natomiast jego potencjalnymi zmiennikami są kompletna niewiadoma oraz Bryan Fiabema, który udowodnił już, że Ekstraklasa to dla niego zbyt wysokie progi.
Ludzie zarządzający klubem sportowym nie są w stanie zapewnić stuprocentowej skuteczności osiąganych rezultatów. Ich zadaniem, poprzez transfery oraz zatrudnianie kompetentnych ludzi do sztabu szkoleniowego, jest minimalizacja ryzyka porażki. Natomiast Lech Poznań, nie potrafiąc od kilku lat zapewnić Mikaelowi Ishakowi solidnego zmiennika, ów ryzyko maksymalizuje.
W pozyskaniu klasowego zmiennika dla Ishaka wprawdzie nie pomaga fakt jego niepodważalnej pozycji na boisku. Pierwszego napastnika, kapitana i lidera zespołu. Żaden klasowy napastnik nie jest zainteresowany rolą rezerwowego. Natomiast ściągnięcie młodego, ale utalentowanego napastnika nie jest łatwe, bo ci zwykle wybierają kluby z bardziej prestiżowych lig, gdzie mogą liczyć na większe zarobki.
Mimo tego Lech powinien latem skupić się przede wszystkim na poszukiwaniach „dziewiątki”, która będzie w stanie nie tylko rywalizować ze Szwedem, lecz również wygryzać go regularnie ze składu. Mikael Ishak ma 32 lata, niedawno przeszedł boreliozę, a przy intensywnym stylu gry Nielsa Frederiksena urazy mogą być nieuniknione.
Za duże ryzyko
Paradoksalnie jedynym piłkarzem, który w ostatnich latach był w stanie najlepiej wejść w buty Mikaela Ishaka, jest Dawid Kownacki. Ten sam Dawid Kownacki, który dla pionu sportowego „Kolejorza” był latem 2022 roku „zbyt dużym ryzykiem”. Z perspektywy czasu trudno zrozumieć dlaczego Lech wówczas nie zdecydował się na wykup swojego wychowanka z Fortuny Dusseldorf. W pół roku zdołał dołożyć kilka cennych trafień, które ostatecznie dały Lechowi mistrzostwo Polski.
Od tamtej pory Lech Poznań nie potrafi stworzyć sobie odpowiedniej głębi składu na pozycji napastnika. Bryan Fiabema i Mario Gonzalez absolutnie nie prezentują odpowiedniego poziomu, więc rywalizacja z Rakowem Częstochowa o tytuł zależy w dużej mierze od zdrowia szwedzkiego snajpera. Trudno sobie przecież wyobrazić „Kolejorza” bez Mikaela Ishaka w podstawowej jedenastce.